Gdzie się podziało to nasze Słońce,
gdzie to morze z pachnącego żaru?
Gdzie początek, wszędzie widzę końce?
Dlaczego znów muszę być katem i ofiarą?
Jakie, kochanie, widzisz rozwiązanie?
Gdzie biegną nasze ścieżki - wspólnie?
Może nie umiem być szczęśliwy?
Może taki jestem, może jestem durniem?
Może muszę odejść, umrzeć by żyć?
Może muszę pozwolić Ci odejść,
by mogła mnie gdzieś spotkać i Ty
musisz mnie wolno puścić dziś?
Stoję na rozdrożach, ale nie wiem,
czy znowu, czy tylko wciąż tutaj
jestem i miota mną bezdenny lęk,
bezdenna pustka jak najgorszy grzech?
Może muszę cierpieć = czuć życie,
może jestem gwiazdą urodzoną
już nie w nocy, a gdzieś o świcie,
może jestem myślą zbłądzoną?
Niepewności dzień kolejny,
kolejny grzech codzienny,
codzienny chaos mnie,
mnie tylu kolejny dzień.
Ja jestem legion, bo jest nas tylu,
ile w morzu straconego czasu,
ile gwiezdnego w nocy pyłu,
ile ze mną ambarasu...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz